~*~
Otulone płaszczem nocy szkolne błonia
kąpały się w srebrzystej poświacie księżyca, kiedy to skłębione, ciężkie chmury
pojawiły się nad horyzontem. Zaczęły zasnuwać kolejne partie nieba,
przesłaniając gwiazdy, a rozbłyskujące co chwilę w oddali błyskawice zwiastowały
nadchodzącą burzę. Podczas gdy wiatr hulał i szarpał bezlitośnie koronami drzew
– pozostawiając bezlistne gałęzie – gdzieś na wzgórzu majaczyło w mroku
osobliwe zamczysko.
Nim jednak spadły pierwsze
krople deszczu, huk grzmotów poniósł się po terenie Hogwartu, napawając
strachem jego mieszkańców. Choć z zewnątrz ponury, w wewnątrz – przytulny.
Przyjazna aura otulała zewsząd korytarze z kamiennymi podłogami pokrytymi wciąż
pięknymi czerwonymi wykładzinami, a w powietrzu rozbrzmiewało echo głosów dostojnych
postaci ze zdobiących ściany portretów.
Płomienie pochodni rzucały blask na
wypolerowane zbroje.
Ni stąd, ni zowąd niektóre ogniki pogasły,
a zza pobliskiego zakrętu wyłoniła się ludzka sylwetka. Za ową postacią
powiewała ciemna jak oczy jej właściciela peleryna, która przypominała w tym
momencie wielkie skrzydła kruka. Niebawem czarodziej się zatrzymał, szelest
ustał, a on sam nieporuszony począł wpatrywać się w dal, dopóki zza pobliskiego
rogu nie wynurzyła się niska szatynka.
— Panna Granger? — Niejeden, słysząc chłód
w jego głosie, nie potrafiłby sklecić poprawnie zdania, mało tego – zamarłby w
miejscu ze strachu. Ona jednak nadal się uśmiechała i patrzyła, jak uniósł
brwi, udając zdziwienie. — Formalnie mamy jeszcze ciszę nocną, więc nie ma pani
prawa przebywać poza wieżą Gryffindoru.
— Przestań się zgrywać, Severusie —
mruknęła, uderzając go dłonią w pierś. — Za dwa miesiące kończę szkołę. —
Tupnęła ledwie dostrzegalnie nogą niczym małe, zranione zwierzątko, wywołując
tym jego śmiech. Kiedy już się uspokoił, schylił się nieznacznie, po czym
wtulił twarz w jej puszyste loki.
— Tym razem jestem w stanie przymknąć na
to oko — szepnął, a ciepły oddech musnął jej delikatny płatek ucha. — Niemniej
jednak musisz się jakoś zrewanżować. — Uśmiechnął się tajemniczo.
Cisza otuliła ich swym szalem, przytuliła
ich serca z uczuciem, tak że zapomnieli o całym świecie. Jedynie stali i
chłonęli tę chwilę jak najdłużej mogli, jakby martwili się o nadchodzącą
przyszłość. Nic dziwnego, bowiem po chwili ich obawy urzeczywistniły się…
Pobliska zbroja zachwiała się na swoim
postumencie i runęła, a wraz z nią trzymany w metalowych rękawicach miecz.
Przypadkowo broń zawadziła o skraj peleryny-niewidki i tak oto Harry i Ron
dosłownie znikąd pojawili się przed Severusem i Hermioną.
Policzki Rona przybrały szkarłatny odcień
i choć wydawałoby się, że ze wstydu, to Weasleyowi w tym momencie daleko było
do zakłopotania.
— Hermiono — zaczął nienaturalnie wysokim
tonem — jak mogłaś nas przez ten cały czas okłamywać? — Z sekundy na sekundę
Ron coraz bardziej przypominał dorodnego pomidora.
— Ron, nie wydaje mi się, bym musiała ci
się tłumaczyć — oznajmiła, spoglądając prosząco na Harry’ego.
— Och, nie wydaje ci się! Uważasz, że nie
warto nam było powiedzieć o tym, że pieprzysz się ze śmierciożercą?
Płaszcz Severusa zaszeleścił i zanim
ktokolwiek zdążył coś zrobić, różdżka Snape’a boleśnie wbiła się w szyję
Ronalda Weasleya.
— Nie sądzę, by to było rozsądne, obrażać
moją narzeczoną — warknął, a stojący w pobliżu Harry pozieleniał z zaskoczenia
i momentalnie złapał się ramy obrazu – w przeciwnym wypadku upadłby. — A teraz
zejdź mi z oczu, Weasley, i zabierz ze sobą tego niedojdę, Pottera.
Znikli w mgnieniu oka, pozostawiając ich
ponownie samych.
— Severusie!
Zlustrował ją jedynie spojrzeniem, gdyż
doskonale wiedział, że nie zdoła w żaden sposób powstrzymać jej wywodu.
— O, co to, to nie! Na pewno nie będziesz
decydował za mnie. — Jednak więcej słów nie padło już z jej ust, bowiem Severus
wykorzystał je w innym celu.
— A teraz pozwól, że wynagrodzę ci
dzisiejszy dzień…
~*~