sobota, 10 sierpnia 2019

Rozdział 9

W krainie agonii
Malfoy Manor, Wiltshire, 1999 rok 

Odgłos mielonych ziaren kawy na chwilę zagłuszył ciszę, która towarzyszyła wycieńczonej Gabrielle. Zapach świeżo upieczonych croissantów powoli rozpływał się w porannym powietrzu, kusząc zmysły, kiedy ręce i nogi ciążyły jej – tak – jak gdyby ważyły po sto funtów, a oczy zamykały się od braku snu. Czuła zmęczenie ludzi ciągnących za liny ciężkie kamienie na szczyt piramidy, mimo to wygładziła dłońmi strój służącej i schyliła się po stojącą na stole tacę ze śniadaniem. Ostrożnie uniosła ją oburącz, po czym weszła po schodach i podeszła pod pokój Astorii. Zapukała delikatnie. Jeszcze raz. I jeszcze. Nie usłyszała jednak nic poza lekkim szmerem, toteż nacisnęła klamkę. Drzwi otworzyły się, wydając niewyraźny odgłos. 
— Mogę wejść, pani? — spytała.
Odpowiedziało jej wyłącznie głuche echo, więc ruszyła w głąb sypialni Astorii, a potem odłożyła tacę na stolik nocny i pochyliła się nad łóżkiem. Niby przez przypadek musnęła opuszkiem palców blady policzek dziewczyny, a ona przekręciła głowę na drugą stronę i spała dalej. Potrzebowała snu jak nikt inny, ale nie mogła tylko śnić podczas tych długich miesięcy, w których to miała odzyskać pełnię sił i kontrolę nad magią. W końcu musiała wyrwać się z objęć Morfeusza. Była spragniona i głodna, choć nie zdawała sobie z tego sprawy. 
Gabrielle nie bardzo wiedziała, jak ją obudzić. Nie wypadało jej przecież potrząsnąć śpiącą Astorią. Nim jednak porządnie się nad tym zastanowiła, spostrzegła, że ktoś jej się przygląda. Nagle zamrugała jak szalona. Spojrzała na Astorię i napotkała jej wzrok. Wyglądała na zmęczoną. Nie próbowała tego w żaden sposób ukryć. Pod oczami miała sine kręgi, a grymas na twarzy z trudem można było uznać za uśmiech. 
— Proszę, niech panienka coś zje — powiedziała Gabrielle, kładąc na nogach dziewczyny tacę z parującymi francuskimi bułeczkami, znakomitymi dżemami, filiżanką herbaty i kubkiem gorącej kawy.
Głos służącej rozbudził ją całkowicie, więc usiadła na kwiecistym posłaniu i alabastrową dłonią odgarnęła z czoła swawolne kosmyki włosów. Niemal niezauważalnym ruchem dotknęła pięknie haftowanej koszuli, którą miała na sobie, i nieznacznie ją poprawiła. Następnie spróbowała wykwintnego śniadania, a gdy zorientowała się, że jej żołądek nie protestuje, poczuła głód i zaczęła się zajadać. Skończywszy dopijać herbatę z miodem, Astoria podniosła się, po czym stanęła na chwiejnych nogach i podeszła ku Gabrielle.
— Ocaliłaś mi życie — rzekła niespodziewanie dziewczyna. — Jestem twoją dłużniczką.
Gabrielle wbiła w nią zdezorientowany wzrok. Zabrała gwałtownie w połowie pusty kubek, który z kolei wysunął jej się z dłoni i upadł na podłogę, rozbijając się na drobne kawałki. Ciemna plama kawy szybko rozlewała się po dębowych deskach, a ona stała i patrzyła w bezruchu na Astorię, nie wiedząc, jak zareagować.
— Przepraszam! — krzyknęła i niewiele myśląc, poczęła zbierać pozostałości po bogato zdobionym kubku. — Zaraz przygotuję drugą, panienko Greengrass. — Ręce Gabrielle trzęsły się; nie panowała nad sobą. Oszołomione spojrzenie błądziło między zniszczonym naczyniem a zszokowanym wyrazem twarzy Astorii.
— Natychmiast zostaw te odłamki szkła. Skaleczysz się! — wrzasnęła bez uprzedzenia dziewczyna. — Skrzaty się tym zajmą.
Gabrielle w pierwszej chwili chciała ostro zaprotestować, ale wnet sobie uświadomiła, że nie ma miejsca w tym świecie na takie drobnostki, jak walka o wolność skrzatów domowych. Momentalnie zapomniała o sprzątaniu, wskazała na wspaniale szmaragdowo-srebrną suknię i powiedziała: — Panicz chciał, by ją panienka założyła.
Dziewczyna przyjrzała się krytycznie swojej pogniecionej, acz wytwornej koszuli nocnej. Było nie do pomyślenia, by w tym wyszła z sypialni, toteż po namyśle odrzuciła okrycie i wdziała elegancką kreację. Z pomocą zręcznych ruchów służącej zawiązała gorset, po czym usiadła na krześle przy toaletce i zaczęła się sobie przyglądać w lustrze. Wreszcie wzięła szczotkę i kilka razy przeczesała nią włosy, a kiedy ją odłożyła, z niechęcią omiotła wzrokiem Gabrielle. 
Zapuchnięta lewa powieka ciężko opadała, przysłaniając oko służącej. Siny policzek przybrał ciemnofioletową barwę. Na jego tle rysowała się pojedyncza, cienka linia zakrzepłej rany.
— Co z twoją twarzą? Czy… — Astoria zawahała się, lecz po jakimś czasie nachyliła się ku Gabrielle i lekko dotknęła jej wargi. — Czy to Draco cię uderzył?
Odsunęła się nieco, w porę jednak dobiegło ją syknięcie służącej.
— Mów — zażądała Astoria.
— Nie, panienko, to nic takiego — odparła Gabrielle, choć nie brzmiała zbyt przekonująco.
— Doceniam twoją wierność względem rodziny mojego narzeczonego. Nie musisz się jednak obawiać, możesz mi powiedzieć.
Również i tym razem dziewczyna nie uzyskała odpowiedzi. Nie próbowała po raz kolejny, uszanowała milczenie służącej. Była nawet dumna, że ktoś taki uratował jej życie. Gdy wstała, wolno podeszła do niej i wymierzyła w nią różdżkę.
— Nie bój się — powiedziała łagodnie.
— Nie powinna panienka czarować. To może zaszkodzić zdrowiu. — Służąca wzdrygnęła się, lecz przestała trząść.
Z różdżki Astorii wyleciał złocisty promień i zamigotał nad twarzą Gabrielle. Zajrzał w jej zapatrzone w krajobraz za oknem oczy, by na koniec przebić się przez cienką skórę i wyleczyć jej rany. 
— Więcej zrobić nie mogę. — Astoria przyłożyła swoją chłodną dłoń do czoła. Było gorące jak samo piekło. — Dolną wargę musisz wyleczyć sama, służko — dodała, patrząc na maleńki strup.
— Dziękuję, pani — szepnęła służąca i pogładziła rękoma miejsca, których wcześniej, ze względu na pojawiający się ból, nie mogła dotknąć. 
Ukłoniła się służalczo i już chciała odejść, gdy do sypialni wparował Draco. Przeczesał palcami zmierzwione włosy i nie zwracając większej uwagi na Gabrielle, zwrócił się do Astorii: 
— Jak się czujesz?
— O wiele lepiej, Draco — odparła i całą jej twarz rozjaśnił szczery uśmiech. — Dziękuję.
Podszedł do niej i dotknął dłonią pleców, a ona wolno się odwróciła. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Potem ujął jej podbródek, uniósł głowę, a na ostatek pochylił się i bardzo delikatnie ją pocałował.
— Wspaniale ci w tej sukni, Astorio.
W pewnym momencie zerknął z ukosa na Gabrielle, która wciąż nie opuściła pomieszczenia. Kiedy zorientowała się, że Draco jej się przygląda, gwałtownie wstała i ukłoniła się z szacunkiem.
— Czy mogę coś zrobić dla panicza? — spytała, nie podnosząc wzroku znad podłogi.
— Owszem. Moja matka wspominała, że odwiedzi nas wuj Rudolf. Powinien już tu być. Zejdź zatem na dół i przyjmij go należycie. — Przechadzał się nerwowo po pokoju. — Podaj mu, co tylko zapragnie. Nie możemy sobie pozwolić, by nazwisko Malfoy ucierpiało. Postaraj się niczego nie zepsuć, służko.
— Oczywiście, panie.
Wtem zza ściany dobiegło ciche dudnienie. Po krótkim wahaniu drzwi zaskrzypiały i otwarły się na całą szerokość. Gabrielle zlustrowawszy nieznajomego, zatrzymała się w bezruchu.
— Jak ty wyglądasz, Draco? — wycedziła Narcyza, gdy tylko ujrzała syna z wymiętą marynarką i poplamioną czymś modrawym koszulą. Po jakimś czasie utkwiła spojrzenie w Astorii. Znała ją. Należała przecież do zacnego rodu Greengrass. Wiedziała też o jej klątwie, lecz nie dała po sobie poznać, że zdziwiła ją obecność Astorii. Twarz Narcyzy wciąż była bez wyrazu, towarzyszył jej jedynie lekki grymas, który wpisywał się na stałe w jej rysy. — Witaj, Astorio. Miło znów cię widzieć.
— Panią również, pani Malfoy.
— Narcyzo. Wkrótce będziemy rodziną. — Jej oczy rozbłysły radością. — Wybacz mi moją bezpośredniość, jednak dawno nie odwiedzałaś Draco. Czy coś się stało?
— Matko! — zawołał ostrzegawczo Draco. — Pozwól jej odpocząć, wiele wczoraj zniosła podczas usuwania wszelkich pozostałości po czarnej magii. Nie czuje się najlepiej i obawiam się, że to potrwa klika dni. Miejmy nadzieję, że klątwa nie powróci ani się nie nasili — oznajmił, a kiedy mówił, gładził marynarkę, próbując wyprostować jej mankiety. 
Narcyza zmarszczyła brwi w zastanowieniu, po czym się odezwała:
— Czy to znaczy, że się udało? — Tym bardziej zdziwiła się, gdy Draco skinął jej głową na potwierdzenie. —  Nie lekceważ klątwy krwi, synu, to nie smocza ospa, a i jej – jak wiesz – trudno się pozbyć. Aczkolwiek nie czas na potyczki słowne, twój ojciec czeka na ciebie na dole razem z wujem. Niegrzecznie byłoby go nie przywitać.
— Oczywiście, matko, jeśli tylko dopilnujesz, by Astorii niczego nie brakowało.
— Naprawdę nie potrzeba, Draco — zaoponowała Astoria.
Narcyza otaksowała wzrokiem sylwetkę Astorii. Na kilka krótkich chwil jej spojrzenie zatrzymało się na sukni. Wrócił ból i żal, choć nijak niepodobny do tego, co czuła teraz do Draco. Była niemal pewna, że to on podarował tej dziewczynie pamiątkę po Belli. Lecz nie przyznała, jak bardzo ją zawiódł. Chciała raz na zawsze o tym zapomnieć. Wróciła więc myślami do życia doczesnego.
— Ależ trzeba. Matko?
— Idź już, synu — rzekła Narcyza głosem nieznoszącym sprzeciwu i to wystarczyło, by Draco odszedł. 


3 komentarze:

  1. Chciałbyś uczyć się w Hogwarcie? Dołącz do internetowej szkoły magii i przeżyj magiczną przygodę!
    ⚡ http://salem.xaa.pl/ ⚡

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako fanka Dramione nie przepadam za Astorią z wiadomych powodów :)
    Ale tutaj jednak wydaję się być całkiem w porządku :)

    OdpowiedzUsuń