W krainie agonii
Malfoy Manor, Wiltshire, 1999 rok
Odgłos mielonych ziaren kawy na chwilę zagłuszył ciszę, która towarzyszyła
wycieńczonej Gabrielle. Zapach świeżo upieczonych croissantów powoli
rozpływał się w porannym powietrzu, kusząc zmysły, kiedy ręce i nogi ciążyły
jej – tak – jak gdyby ważyły po sto funtów, a oczy zamykały się od braku snu.
Czuła zmęczenie ludzi ciągnących za liny ciężkie kamienie na szczyt piramidy,
mimo to wygładziła dłońmi strój służącej i schyliła się po stojącą na stole
tacę ze śniadaniem. Ostrożnie uniosła ją oburącz, po czym weszła po schodach i
podeszła pod pokój Astorii. Zapukała delikatnie. Jeszcze raz. I jeszcze. Nie
usłyszała jednak nic poza lekkim szmerem, toteż nacisnęła klamkę. Drzwi
otworzyły się, wydając niewyraźny odgłos.
— Mogę wejść, pani? — spytała.
Odpowiedziało jej wyłącznie głuche echo, więc ruszyła w głąb sypialni
Astorii, a potem odłożyła tacę na stolik nocny i pochyliła się nad łóżkiem.
Niby przez przypadek musnęła opuszkiem palców blady policzek dziewczyny, a ona
przekręciła głowę na drugą stronę i spała dalej. Potrzebowała snu jak nikt
inny, ale nie mogła tylko śnić podczas tych długich miesięcy, w których to
miała odzyskać pełnię sił i kontrolę nad magią. W końcu musiała wyrwać się z
objęć Morfeusza. Była spragniona i głodna, choć nie zdawała sobie z tego
sprawy.
Gabrielle nie bardzo wiedziała, jak ją obudzić. Nie wypadało jej przecież
potrząsnąć śpiącą Astorią. Nim jednak porządnie się nad tym zastanowiła,
spostrzegła, że ktoś jej się przygląda. Nagle zamrugała jak szalona. Spojrzała
na Astorię i napotkała jej wzrok. Wyglądała na zmęczoną. Nie próbowała tego w
żaden sposób ukryć. Pod oczami miała sine kręgi, a grymas na twarzy z trudem można
było uznać za uśmiech.
— Proszę, niech panienka coś zje — powiedziała Gabrielle, kładąc na nogach
dziewczyny tacę z parującymi francuskimi bułeczkami, znakomitymi dżemami,
filiżanką herbaty i kubkiem gorącej kawy.
Głos służącej rozbudził ją całkowicie, więc usiadła na kwiecistym posłaniu
i alabastrową dłonią odgarnęła z czoła swawolne kosmyki włosów. Niemal
niezauważalnym ruchem dotknęła pięknie haftowanej koszuli, którą miała na
sobie, i nieznacznie ją poprawiła. Następnie spróbowała wykwintnego śniadania,
a gdy zorientowała się, że jej żołądek nie protestuje, poczuła głód i zaczęła
się zajadać. Skończywszy dopijać herbatę z miodem, Astoria podniosła się, po
czym stanęła na chwiejnych nogach i podeszła ku Gabrielle.
— Ocaliłaś mi życie — rzekła niespodziewanie dziewczyna. — Jestem twoją
dłużniczką.
Gabrielle wbiła w nią zdezorientowany wzrok. Zabrała gwałtownie w połowie
pusty kubek, który z kolei wysunął jej się z dłoni i upadł na podłogę,
rozbijając się na drobne kawałki. Ciemna plama kawy szybko rozlewała się po
dębowych deskach, a ona stała i patrzyła w bezruchu na Astorię, nie wiedząc,
jak zareagować.
— Przepraszam! — krzyknęła i niewiele myśląc, poczęła zbierać pozostałości
po bogato zdobionym kubku. — Zaraz przygotuję drugą, panienko Greengrass. — Ręce
Gabrielle trzęsły się; nie panowała nad sobą. Oszołomione spojrzenie błądziło
między zniszczonym naczyniem a zszokowanym wyrazem twarzy Astorii.
— Natychmiast zostaw te odłamki szkła. Skaleczysz się! — wrzasnęła bez
uprzedzenia dziewczyna. — Skrzaty się tym zajmą.
Gabrielle w pierwszej chwili chciała ostro zaprotestować, ale wnet sobie
uświadomiła, że nie ma miejsca w tym świecie na takie drobnostki, jak walka o
wolność skrzatów domowych. Momentalnie zapomniała o sprzątaniu, wskazała na
wspaniale szmaragdowo-srebrną suknię i powiedziała: — Panicz chciał, by ją
panienka założyła.
Dziewczyna przyjrzała się krytycznie swojej pogniecionej, acz wytwornej
koszuli nocnej. Było nie do pomyślenia, by w tym wyszła z sypialni, toteż po
namyśle odrzuciła okrycie i wdziała elegancką kreację. Z pomocą zręcznych
ruchów służącej zawiązała gorset, po czym usiadła na krześle przy toaletce i
zaczęła się sobie przyglądać w lustrze. Wreszcie wzięła szczotkę i kilka razy
przeczesała nią włosy, a kiedy ją odłożyła, z niechęcią omiotła wzrokiem
Gabrielle.
Zapuchnięta lewa powieka ciężko opadała, przysłaniając oko służącej. Siny
policzek przybrał ciemnofioletową barwę. Na jego tle rysowała się pojedyncza,
cienka linia zakrzepłej rany.
— Co z twoją twarzą? Czy… — Astoria zawahała się, lecz po jakimś czasie
nachyliła się ku Gabrielle i lekko dotknęła jej wargi. — Czy to Draco cię
uderzył?
Odsunęła się nieco, w porę jednak dobiegło ją syknięcie służącej.
— Mów — zażądała Astoria.
— Nie, panienko, to nic takiego — odparła Gabrielle, choć nie brzmiała zbyt
przekonująco.
— Doceniam twoją wierność względem rodziny mojego narzeczonego. Nie musisz
się jednak obawiać, możesz mi powiedzieć.
Również i tym razem dziewczyna nie uzyskała odpowiedzi. Nie próbowała po
raz kolejny, uszanowała milczenie służącej. Była nawet dumna, że ktoś taki
uratował jej życie. Gdy wstała, wolno podeszła do niej i wymierzyła w nią
różdżkę.
— Nie bój się — powiedziała łagodnie.
— Nie powinna panienka czarować. To może zaszkodzić zdrowiu. — Służąca
wzdrygnęła się, lecz przestała trząść.
Z różdżki Astorii wyleciał złocisty promień i zamigotał nad twarzą
Gabrielle. Zajrzał w jej zapatrzone w krajobraz za oknem oczy, by na koniec
przebić się przez cienką skórę i wyleczyć jej rany.
— Więcej zrobić nie mogę. — Astoria przyłożyła swoją chłodną dłoń do czoła.
Było gorące jak samo piekło. — Dolną wargę musisz wyleczyć sama, służko —
dodała, patrząc na maleńki strup.
— Dziękuję, pani — szepnęła służąca i pogładziła rękoma miejsca, których
wcześniej, ze względu na pojawiający się ból, nie mogła dotknąć.
Ukłoniła się służalczo i już chciała odejść, gdy do sypialni wparował
Draco. Przeczesał palcami zmierzwione włosy i nie zwracając większej uwagi na
Gabrielle, zwrócił się do Astorii:
— Jak się czujesz?
— O wiele lepiej, Draco — odparła i całą jej twarz rozjaśnił szczery
uśmiech. — Dziękuję.
Podszedł do niej i dotknął dłonią pleców, a ona wolno się odwróciła. Przez
chwilę patrzyli sobie w oczy. Potem ujął jej podbródek, uniósł głowę, a na
ostatek pochylił się i bardzo delikatnie ją pocałował.
— Wspaniale ci w tej sukni, Astorio.
W pewnym momencie zerknął z ukosa na Gabrielle, która wciąż nie opuściła
pomieszczenia. Kiedy zorientowała się, że Draco jej się przygląda, gwałtownie
wstała i ukłoniła się z szacunkiem.
— Czy mogę coś zrobić dla panicza? — spytała, nie podnosząc wzroku znad
podłogi.
— Owszem. Moja matka wspominała, że odwiedzi nas wuj Rudolf. Powinien już
tu być. Zejdź zatem na dół i przyjmij go należycie. — Przechadzał się nerwowo
po pokoju. — Podaj mu, co tylko zapragnie. Nie możemy sobie pozwolić, by
nazwisko Malfoy ucierpiało. Postaraj się niczego nie zepsuć, służko.
— Oczywiście, panie.
Wtem zza ściany dobiegło ciche dudnienie. Po krótkim wahaniu drzwi
zaskrzypiały i otwarły się na całą szerokość. Gabrielle zlustrowawszy
nieznajomego, zatrzymała się w bezruchu.
— Jak ty wyglądasz, Draco? — wycedziła Narcyza, gdy tylko ujrzała syna z
wymiętą marynarką i poplamioną czymś modrawym koszulą. Po jakimś czasie utkwiła
spojrzenie w Astorii. Znała ją. Należała przecież do zacnego rodu Greengrass.
Wiedziała też o jej klątwie, lecz nie dała po sobie poznać, że zdziwiła ją
obecność Astorii. Twarz Narcyzy wciąż była bez wyrazu, towarzyszył jej jedynie
lekki grymas, który wpisywał się na stałe w jej rysy. — Witaj, Astorio. Miło
znów cię widzieć.
— Panią również, pani Malfoy.
— Narcyzo. Wkrótce będziemy rodziną. — Jej oczy rozbłysły radością. —
Wybacz mi moją bezpośredniość, jednak dawno nie odwiedzałaś Draco. Czy coś się
stało?
— Matko! — zawołał ostrzegawczo Draco. — Pozwól jej odpocząć, wiele wczoraj
zniosła podczas usuwania wszelkich pozostałości po czarnej magii. Nie czuje się
najlepiej i obawiam się, że to potrwa klika dni. Miejmy nadzieję, że klątwa nie
powróci ani się nie nasili — oznajmił, a kiedy mówił, gładził marynarkę,
próbując wyprostować jej mankiety.
Narcyza zmarszczyła brwi w zastanowieniu, po czym się odezwała:
— Czy to znaczy, że się udało? — Tym bardziej zdziwiła się, gdy Draco
skinął jej głową na potwierdzenie. — Nie lekceważ klątwy krwi, synu, to
nie smocza ospa, a i jej – jak wiesz – trudno się pozbyć. Aczkolwiek nie czas
na potyczki słowne, twój ojciec czeka na ciebie na dole razem z wujem.
Niegrzecznie byłoby go nie przywitać.
— Oczywiście, matko, jeśli tylko dopilnujesz, by Astorii niczego nie
brakowało.
— Naprawdę nie potrzeba, Draco — zaoponowała Astoria.
Narcyza otaksowała wzrokiem sylwetkę Astorii. Na kilka krótkich chwil jej
spojrzenie zatrzymało się na sukni. Wrócił ból i żal, choć nijak niepodobny do
tego, co czuła teraz do Draco. Była niemal pewna, że to on podarował tej
dziewczynie pamiątkę po Belli. Lecz nie przyznała, jak bardzo ją zawiódł. Chciała
raz na zawsze o tym zapomnieć. Wróciła więc myślami do życia doczesnego.
— Ależ trzeba. Matko?
— Idź już, synu — rzekła Narcyza głosem nieznoszącym sprzeciwu i to
wystarczyło, by Draco odszedł.
Chciałbyś uczyć się w Hogwarcie? Dołącz do internetowej szkoły magii i przeżyj magiczną przygodę!
OdpowiedzUsuń⚡ http://salem.xaa.pl/ ⚡
Jako fanka Dramione nie przepadam za Astorią z wiadomych powodów :)
OdpowiedzUsuńAle tutaj jednak wydaję się być całkiem w porządku :)
Całkiem znośna, prawda? :)
Usuń