poniedziałek, 5 sierpnia 2019

Rozdział 8

Smocza przysługa
Malfoy Manor, Wiltshire, 1999 rok 

Widziała wyraźnie zamglone od łez oczy Astorii, jej usta otwierające się w niemym krzyku, ciało wyginające się w łuk, które – pomiędzy skurczami – raz za razem to opadało, to drgało. Kłęby czarnego dymu wdzierającego się przez szczeliny okien i drzwi, powoli wypełniały pomieszczenie i płuca zatęchłym powietrzem. Słyszała rozpacz w głosie Draco, kiedy skórę dziewczyny pochłonął płonący żywym ogniem pył. Lecz nie to najbardziej przeraziło Gabrielle, tylko tańczące wokół serca Astorii ogniki. Z czasem przestały się jarzyć mrocznym światłem i zgasły, znikając w niej zupełnie, podobnie jak wypryski zdobiące jej twarz.     
— Astoria! — wołał zrozpaczony Draco.
Nie mogła go usłyszeć, bo wciąż była nieprzytomna. Jej głowa spadała z mahoniowego blatu. Niegdyś lśniące brązem włosy spływały na bok, odsłaniając białka oczu. A w miejscu, gdzie jeszcze przed momentem widniały małe promyki, pozostał szkarłatny ślad, który wniknął głęboko w klatkę piersiową i rozlał się niczym ciecz po żyłach. Krew na nowo zabarwiła policzki Astorii, skóra stała się niemal alabastrowa. Zaróżowione usta rozchyliły się zachęcająco do pocałunku. Wszystko ustało.
— Draco. — Głos Astorii był słaby, nieco zachrypnięty.
— Już wszystko dobrze. — Uśmiechnął się czule i objął ją ramieniem. 
Dopiero wtedy poczuła, jaka jest przemarznięta. W jednej chwili zapragnęła bliskości. Z całej siły starała się przyciągnąć go do siebie i wtulić w jego silny tors. Chciała poczuć ciepło, którym nigdy wcześniej nikt jej nie darzył, toteż niepewnie oparła głowę o ramię Draco, biorąc głęboki oddech. Odurzona zapachem męskich perfum przywarła do niego jeszcze bardziej, jakby obawiała się, że to kolejny sen. 
Niespodziewanie jej wzrok spoczął na siedzącej w fotelu Gabrielle. Przypatrywała jej się, nic nie mówiąc, choć nie znaczyło to, że nic nie myślała. Opadały jej powieki, ogarniało ją zmęczenie, ale umysł wciąż miała trzeźwy i – nie wiedzieć czemu – służąca ją intrygowała. Może niespokojny ruch Draco wyrwał ją z zamyślenia, a może fakt, że wyplątał się z jej objęć i podszedł, wysunąwszy dłoń z różdżką, do Gabrielle.   
— Draco — szepnęła Astoria. — To dzięki niej żyję, prawda?
Ponownie przytulił ją mocno, jak gdyby na potwierdzenie. To wystarczyło, by Astoria poczuła się bezpieczna, by uwierzyła, że to dzieje się naprawdę. Wreszcie była wolna od rodzinnej klątwy. Mogła zacząć życie na nowo. Chciała coś jeszcze powiedzieć, lecz nie miała tyle energii. Słabość przejęła kontrolę nad jej bezradnym ciałem.
— Dziękuję — zdołała wykrztusić, zanim osunęła się w opiekuńcze ramiona Draco.
Przez moment wyglądał na rozczarowanego, potem przypomniał sobie, dlaczego leżała teraz nieprzytomna. Nie położył jej jednak na powrót na twardym blacie biurka, nie ułożył też w żadnym z foteli, a jedynie przygarnął bliżej siebie. Odgarnął kosmyk włosów z mokrego od potu policzka Astorii, ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją delikatnie w usta. To znaczyło więcej niż tysiąc słów. 
Gabrielle nie sądziła, że będzie kiedykolwiek świadkiem równie intymnej sceny. Prawdę mówiąc, nigdy by nie posądziła Draco o tak subtelny dotyk. Zawsze wydawał jej się zimny i pozbawiony uczuć, tymczasem na widok Astorii lód, który niegdyś zmroził serce chłopaka, stopniał pod tchnieniem wytrwałej miłości. Istotnie była to namiętność, jakiej sama Gabrielle nie doznała w życiu ani razu. Czuła się wyjątkowo nie na miejscu, przyglądając im się przez cały ten czas, więc odwróciła wzrok i starała się być najciszej jak potrafiła. Zdawało jej się, że oboje zapomnieli o jej obecności, choć żadne z nich nie potwierdziło tego zachowaniem. A jeśli nawet nie byli świadomi istnienia Gabrielle, to tylko przez krótką chwilę, bo w końcu Draco spojrzał na służącą i przywrócił na jej nadgarstek złotą bransoletę.
— Przyszykuj pokój Astorii i zadbaj, by odzyskała siły — powiedział Draco.
Otworzył wielką skrzynię, która stała przy ścianie, pogrzebał w niej, a potem wyjął pięknie uszytą szmaragdową suknię ze srebrną lamówką i bogatym haftem. Wyciągnął ją ku służącej.
— Należała kiedyś do mojej ciotki, Bellatrix. Miała ją na sobie w dniu zaślubin mojej matki. — Draco położył suknię na skrzyni i długo milczał nim dodał: — Od czasu jej śmierci matka popadła w ogromną rozpacz i nie pozwala zaglądać do tego kufra. 
— Przykro mi, paniczu. — Gabrielle widziała, jak posmutniała jego twarz.
— Dopilnuj, by Astoria ją założyła. To rodowa pamiątka. — Odwrócił się gwałtownie. — Dziękuję.
Gabrielle nie przypuszczała, że będzie jej wdzięczny i chyba to wiedział, bo od razu jego kąciki ust uniosły się w ironicznym uśmiechu. Kiwnęła głową na znak, że nigdy nie zapomni tego, co się dziś tutaj wydarzyło. 
— Czy to aby na pewno odpowiedni moment? Pańska matka może to źle odebrać, paniczu — rzekła, skłoniwszy się służalczo.
— To już nie twój interes, służko — uciął szybko Draco.
— Naturalnie, panie.
~*~
Gabrielle minęła ogromny hol z kamiennymi rzeźbami i kryształowymi wazonami, gdy usłyszała miarowy stukot obcasów, najpierw cichy, potem coraz głośniejszy. Przystanęła i potoczyła wzrokiem dookoła, jakby trochę zagubiona. Od czasu do czasu docierały do niej strzępki słów, lecz nic z tego nie rozumiała. Z czasem przywykła do dwóch głosów: cynicznego, należącego najprawdopodobniej do mężczyzny, i przyzwyczajonego do wydawania rozkazów głosu kobiety. Nie potrafiła jednak odgadnąć, kim są ich właściciele, i wcale tego nie pragnęła. Była śmiertelnie zmęczona. Chciała jedynie położyć się w swoim łóżku i nieco odpocząć. Już miała odejść, kiedy znikąd dobiegły ją słowa, których znaczenie pojęła w mig. Po raz drugi tego dnia poczuła, że znajduje się w nieodpowiednim miejscu o niewłaściwej porze. 
— Nie możesz pozwolić, by spotykali się w naszym dworze. To trwa za długo, Lucjuszu.
Stało się oczywistym, że owymi nieznajomymi są państwo Malfoyowie. Nagle Gabrielle wzdrygnęła się. Zaszumiało jej w głowie. Ogarnęła ją przemożna chęć ucieczki, mimo to skryła się za jedną z gablot, wypełnionych po brzegi porcelaną.
— Czarny Pan… — zaczął mężczyzna, ale nie skończył, bo niemal od razu przerwała mu kobieta.
— Czarny Pan zwyciężył i my mu w tym pomogliśmy, Lucjuszu. Czy nie zrobiliśmy dla niego wystarczająco wiele? To rodzinna posiadłość. Chyba o tym zapomniałeś — powiedziała z oburzeniem, otulając się ciaśniej futrem. — Ile musi jeszcze znieść twój syn, ile muszę znieść ja, byś sobie o tym przypomniał? 
— Wybrał nas, Narcyzo. Wiesz doskonale, że nie możemy mu się sprzeciwić. 
— Wybrał ciebie, Lucjuszu! Ja nigdy nie dołączyłam i nie dołączę do śmierciożerców — powiedziawszy to, odwróciła się z kamienną twarzą i ruszyła ku marmurowym schodom, a tren jej sukni powlókł się za nią.
Wtedy Lucjusz chwycił ją za nadgarstek i szarpnął ostro, zmuszając, by została i go wysłuchała.
— Dlaczego się tak zachowujesz?
— Mam dość, Lucjuszu. — Wyswobodziwszy się z jego uścisku, cofnęła się, zatrzymując na nim swój wzrok. — To trwa za długo — powtórzyła, odchodząc. 
Gabrielle usłyszała, jak Narcyza mówi szorstkim tonem do nieznanej jej służącej, by pod żadnym pozorem nie wpuszczała nikogo do jej sypialni. Sądziła tym samym, że rozmowa dobiegła końca i Malfoyowie opuścili salon, ale Lucjusz znów ją zaskoczył. Pociągnięta z całej siły Gabrielle, nie zdołała zasłonić się rękoma przed bezlitosnym uderzeniem w twarz. Z jej ust buchnęła krew. Nim odzyskała świadomość, Lucjusz złapał ją mocno za ramiona, zmuszając, aby uklękła. Zacisnęła zęby. Powoli dźwignęła się, lecz z powrotem runęła z głuchym łoskotem na podłogę, a jej mięśnie zadygotały z wysiłku. Podniosła głowę i spojrzała mu prosto w źrenice. Wówczas wymierzył w nią różdżkę.
— Jak śmiesz podsłuchiwać nasze rozmowy, służko?! 
Spuściła wzrok zawstydzona.
— To oduczy cię wtykania nosa w nieswoje sprawy. — Lucjusz uniósł wysoko różdżkę, gotowy do wymierzenia kary, tak, jakby właśnie przed chwilą tego nie zrobił.
— Ojcze! — zawołał niespodziewanie Draco, schodząc ze schodów. — Co ty wyprawiasz z moją służącą?
— Z twoją służącą? — Zdziwiony zerknął z ukosa na syna. — O ile mnie pamięć nie myli ani ja, ani twoja matka nie przydzieliliśmy ci osobistej służącej. Możesz mi zatem powiedzieć, co przez to rozumiesz?
— Ona — zaczął, a Gabrielle mimowolnie skuliła się, czekając na to, co się zaraz wydarzy — uratowała Astorię.
— To absurd! Nie istnieje zaklęcie usuwające efekty czarnej magii, Draco — zapewnił, uśmiechając się ironicznie. — Czarny Pan wyraźnie powiedział, że Astoria umrze.
— Też tak myślałem, dopóki ona go nie znalazła, ojcze — odparł, wskazując różdżką na leżącą służącą. 
Lucjusz przyglądał się jej z fascynacją, a dziewczyna nie wiedziała, czy zaintrygowało go ciało, czy też spływająca z wargi krew. Zbyt wiele myśli towarzyszyło Gabrielle, żeby mogła w pełni otrząsnąć się po upadku i zrozumieć, co się tak właściwie stało. 
— Nie mam pojęcia, jak tego dokonała, ale Astoria żyje. Co prawda jest słaba, potrzebuje czasu, by powrócić w pełni do zdrowia, jednak w jej ciele już nie ma śladów czarnej magii. Możesz w to wierzyć bądź nie, ale udało się — rzekł poważnie Draco.

2 komentarze:

  1. Czy ocalenie Astorii nie napyta biedy Hermionie? Bo tak sobie myślę, czy Lucjusz lub ktoś inny nie będzie się zastanawiał skąd jakaś tam służka zna takie zaklęcie? No i będą na nią bardziej uważać, a wtedy odkryją kim naprawdę jest.... Dobra aż się zapowietrzyłam ;)

    OdpowiedzUsuń