Słodkie zaskoczenie
Malfoy Manor, Wiltshire, 2000 rok
Zgrabnym ruchem, jakby służyć miała po
wsze czasy, odsunąwszy wpierw wazon ze świeżymi kwiatami, rozłożyła na stole
serwetę, postawiła talerze, położyła obok nich sztućce. Naiwnie unikała
spojrzeń Amandy, gdy ta proponowała jej lampkę czerwonego wina, spoglądała na
nią wzrokiem pełnym smutku i udręki.
— Posłuchaj, to co się stało ostatnio — podjęła
rozmowę Amanda — nie powinno mieć nigdy miejsca.
— Rzeczywiście — przyznała cicho
Gabrielle, zbierając się do odejścia.
— Chciałabym cię przeprosić.
Westchnienie prawie jednocześnie dobyło
się z ust obu.
— Cały ten wieczór był dla mnie tak samo
niezrozumiały jak dla ciebie. Nie potrafię nawet powiedzieć, dlaczego znalazłam
się w twoim pokoju. Każda próba przywołania wspomnień kończy się porażką… Natrafiam
na luki w pamięci. — Słowa zatrzymały się na drżących wargach Amandy, jakaś
nieśmiałość ogarnęła jej wielkie, czarne oczy, w których Gabrielle dostrzegła
przeszłość. — Mimo to przepraszam.
Wydawała się dystyngowanie niewidzialna w
bezpłciowych ubraniach, z rozmazanymi przyjemnie i niejednoznacznie rysami
twarzy.
— Rozejm? — spytała, wprawiając wino w
niby ruch i wsuwając lampkę delikatnie w dłoń Gabrielle.
Lodowaty spokój Amandy przejmował ją momentami
obawą i chociaż zdawała się wcześniej dlań żywić uczucia przyjazne, niedawne
wypadki usposobiły ją wrogo. Nie darzyła jej zaufaniem i przeczuwała, że dziewczyna
w ogóle się nie zmieniła.
— Jak udało ci się zdobyć wino? — zapytała
zdziwiona. — Dotąd go nie widziałam u służby.
Amanda wzruszyła ramionami i przestąpiła z
nogi na nogę, usiłując ukryć zmieszanie niezmierne. Nie wiedząc jednak, co
wyrzec, przygryzła usta, milknąc całkowicie.
— Coś nie tak? — Spod przymrużonych powiek,
nieufnie błysnęła oczyma. — Możesz mi powiedzieć — zapewniła Gabrielle.
— Racja. Chyba jestem ci winna
wyjaśnienia. — Uśmiechnęła się słabo. — To zasługa skrzata. Zdarza się, że
przynosi mi smakołyki… Wygląda na to, że mnie polubił.
Spojrzała niepewnym wzrokiem na dziewczynę,
gdyż wzbudziło to podejrzenie w sercu Gabrielle. Nie dostrzegłszy niegodziwości
i złych intencji, niczego nieświadoma wypiła wino, po czym rzekła sennym
głosem:
— Znałam kiedyś podobnego skrzata.
Ciało trzęsło się od zimna, a głowa
płonęła jak ogień zanim zachwiała się i upadła bez czucia zemdlona. Piana
toczyła się z jej ust sinych, zacieśnionych, jakby ostatnia dla niej wybiła
godzina. Umierała.
Amanda głaskała jej włosy i zapatrzona w
daleki punkt przestrzeni, wtajemniczała ją w swoje przeżycia, mówiąc:
— Wybacz, kochanie, ale nie mogłam ci
odstąpić mojej pozycji. Tylko martwa na nic im się nie przydasz.
~*~
Biegła co tchu, ile sił w nogach, z twarzą
szarą z emocji. Biegła bez opamiętania, uciekając przed zbrodnią dokonaną.
Dopiero kiedy spory kawałek drogi uszła, zatrzymała się i odetchnęła ciężko,
jak po mocnym znużeniu, wsparła głowę na własnej ręce, zaczęła rozglądać się
wokół siebie, jakby niedowierzając. Przestraszonym wzrokiem szukała pomocy w
twarzy Gabrielle, która pojawiała się przed nią, odwracała się w bok i znikała
zupełnie. Gorzkie wyrzuty srożyły się, prześladując ją i niszcząc.
Niech ktoś coś powie. Niech ktoś coś
zrobi. Przecież to się nie dzieje. Nie mogłam zabić człowieka. Odetchnęła
raz jeszcze, zaciskając pięści, paznokcie kaleczyły skórę. Czuła ciężar,
ogromny ciężar, jak gdyby oddychało się kamieniami. Myśli rozproszone,
szeleszczące niczym popiół po zmierzchu. Niepodobna ich pochwycić. Pustka. Nic.
Postąpiła krokiem ku schodom, powitała
Astorię lekkim skinieniem w jej kierunku, wymuszając przy tym uśmiech, z
rodzaju tych, jakie to czasem wśród boleści na twarzy chorego osiadają.
— Służko — zawołała, zmuszając Amandę do
przystanku. — Przekaż Draco, że będę na niego czekała w ogrodzie.
— Oczywiście, panienko. — Skłoniła się
nerwowo i zawróciła, idąc szybko w przeciwną stronę.
Zachowanie to wydało się Astorii dość
dziwne, nie ze względu na dręczący służkę niepokój, lecz ze względu na jej
odmienny stan, gdyż dotychczas widywała ją pewną siebie i zdawało się jej, że
ta pewność nie opuszczała Amandy ani na chwilę.
~*~
Astoria oparła podbródek we wgłębieniu
ramienia Dracona, bawiła się kołnierzykiem jego koszuli, podniosła głowę i
przytuliła jego dłoń do swojego policzka. Nie broniła się, gdy ją obejmował.
Czuła ciepło ich ciał poruszanych niespokojnymi oddechami.
— Minęłam się dziś ze służącą twojej matki
— oznajmiła, żywo gestykulując.
Odetchnąwszy głęboko, spróbowała wyjaśnić
mu lepiej, co miała na myśli.
— Wyglądało jakby przed kimś lub przed
czymś uciekała.
Draco nie sprawiał wrażenie zaskoczonego.
Przyciągnął ją znowu do siebie i pocałował, zanurzając palce w jej włosy.
Ciągle jeszcze rozkojarzona pocałunkiem Astoria potrząsnęła głową, jakby
chciała zebrać i uporządkować słowa.
— Nie żartuję, Draco.
Nie odpowiedział, zakładając jej niesforny
kosmyk włosów za ucho.
— A co, jeśli stało się coś strasznego?
Cofnął się. Przetarł sobie powieki, rozprostował
dłonią nadbiegłe fałdy na czole, po czym przysunął się z powrotem i w efekcie
niepohamowanego impulsu szeroko rozchylił oczy. Natychmiast tego pożałował.
Zakaszlał i po paru sekundach zastanowienia stwierdził:
— Niepotrzebnie się martwisz. To tylko
służąca, a one zawsze sprawiają wrażenie wystraszonych.
Odepchnęła go z lekka.
— Być może, ale fakt, że jest to służąca
twojej matki, pozwala mi myśleć inaczej.
— Czy ty sugerujesz, że moja matka byłaby
skłonna do rzeczy karygodnych? — Zmarszczył czoło niezrozumiale i zaśmiał się
niespodziewanie, czym wprawił ją w zakłopotanie. — Lepiej, żeby się o tym nie
dowiedziała.
Zastanowił się jednak nad tym, co
przekazała mu Astoria i musiał się niechętnie zgodzić, że matka od jakiegoś
czasu była nieswoja, zupełnie jakby coś ją trapiło. Pewien był niemal, że
chodziło o ojca, choć nie widywał ich często razem i nie kłócili się też więcej
niż zwykle, wydawali się unikać w jakiś przedziwny sposób…
Wówczas zdał sobie sprawę, że sam lekkomyślnie
poddał matkę strapieniu, mówiąc jej o fascynacji ojca jedną ze służek. Do tej
pory nie traktował tego poważnie, gdyż nie sądził, aby wspomniany zachwyt
wykraczał poza racjonalne zachowanie ojca i miał na celu adorację służącej.
Wręcz przeciwnie, uważał nawet, że ojciec nigdy bliżej by się nie zainteresował
talentem magicznym dziewczyny ze względu na jej nieczystą krew, która
zdecydowanie ograniczyłaby ich kontakty – co więcej – przypuszczał, że ta nieoczekiwana
sympatia do White może sprowadzić na nią śmierć. Zapewne się nie pomylił.
Wszystko bowiem wskazywało na to, że matka opacznie orientując się w sytuacji,
wydała na dziewczynę wyrok, którego tak bardzo z uwagi na Astorię chciał
uniknąć.
~*~
Leżała bez ruchu, czuła w mięśniach
słodkie rozleniwienie, jej ciało było ciężkie i zimne, a jej szeroko otwarte
oczy wpatrywały się nieruchomo w mrok i skryte w nim sylwetki zawiedzionych
chłopców.
— Zapomniałaś o nas, Hermiono — odezwał
się Harry.
Zaprzeczyła gwałtownie.
— Zwlekasz z zemstą… Czy nie zależy ci już
na nas, na mnie? — Ból wypisany na wymizerniałej twarzy Rona sprawił, że ukłuło
ją serce.
— Nie, proszę… Nie zostawiajcie mnie!
Zrobię to! Obiecuję! Tylko nie odchodźcie!
Zjawy zanikały, aż przepadły bez śladu, rozpływając
się w materii.
Skurcz okropny i nagły atak suchego kaszlu
wstrząsnęły jej drobnym ciałem, wylewająca się z ust strużka krwi zaczęła
plamić szyję i dekolt, zamarzając cienką nitką, a oczy białkiem się odwracały. Chwytała
powietrze. Dusiła się. Przeraźliwe tkanie z piersi się wydzierało.
Draco nie czekając ani chwili dłużej,
przywołał pomarszczony, podobny do nerki kamień. Pośpiesznie rozwarł szczęki
Gabrielle i wepchnął bezoar do buzi. Gabrielle wzdrygnęła się, sapnęła
chrapliwie, ciało jej sflaczało i powieki zadrgały.
— Obudź się, dziewczyno — rzekła rozrzewniona
Astoria i potrząsnęła nią jak kukłą, w mniemaniu, że się wybudzi.
Nozdrza Gabrielle rozdymał przyśpieszony,
porywczy oddech, brwi zbiegały się ostrożnie i posuwiście, skostniałe z zimna
palce trzeszczały w stawach, jakby chciała się przekonać, czy może nimi władać.
— No dalej. — Siedząca nieopodal łóżka
Astoria patrzyła wyczekująco na służącą, z pełnym nadziei wzrokiem.
Wreszcie nogi Gabrielle poruszyły się
parokrotnie i chorobliwy rumieniec okrasił blade lico. Niedługo potem służąca wyrwawała się z bezdennego
letargu, milknąc na długo nim doszła do siebie i odzyskała siłę potrzebną na
wyjaśnienia.
— Czy pamiętasz, kto chciał cię otruć? —
zapytał zaciekawiony Draco.
Astoria spojrzała współczująco i
przyjaźnie w orzechowe oczy dziewczyny, ujęła jej dłonie we własne, próbując dodać
otuchy.
— To była Amanda — szepnęła błagalnie i
ciężki oddech zatamował głos Gabrielle, następnie przyszedł długi, męczący
kaszel.
— Odpocznij. Może spróbuj się przespać. Wyglądasz
na wykończoną — powiedziała ze smutnym uśmiechem Astoria, po czym odeszła, a
wraz z nią Draco.
Dopiero kiedy Gabrielle została sama,
rozpoznała miejsce, w którym się znalazła, a które nazywała swoim prywatnym pokojem.
Nie pamiętała, jak dotarła do tych czterech, znajomych ścian. Była zbyt słaba i
chora, żeby się nad tym zastanawiać. Sen morzył ją niesłychanie, dopóki nie zmrużyła
całkiem oczu i nie zasnęła.