środa, 17 lutego 2021

Rozdział 18

 

Słodkie zaskoczenie

Malfoy Manor, Wiltshire, 2000 rok

Zgrabnym ruchem, jakby służyć miała po wsze czasy, odsunąwszy wpierw wazon ze świeżymi kwiatami, rozłożyła na stole serwetę, postawiła talerze, położyła obok nich sztućce. Naiwnie unikała spojrzeń Amandy, gdy ta proponowała jej lampkę czerwonego wina, spoglądała na nią wzrokiem pełnym smutku i udręki.

— Posłuchaj, to co się stało ostatnio — podjęła rozmowę Amanda — nie powinno mieć nigdy miejsca.

— Rzeczywiście — przyznała cicho Gabrielle, zbierając się do odejścia.

— Chciałabym cię przeprosić.

Westchnienie prawie jednocześnie dobyło się z ust obu.

— Cały ten wieczór był dla mnie tak samo niezrozumiały jak dla ciebie. Nie potrafię nawet powiedzieć, dlaczego znalazłam się w twoim pokoju. Każda próba przywołania wspomnień kończy się porażką… Natrafiam na luki w pamięci. — Słowa zatrzymały się na drżących wargach Amandy, jakaś nieśmiałość ogarnęła jej wielkie, czarne oczy, w których Gabrielle dostrzegła przeszłość. — Mimo to przepraszam.

Wydawała się dystyngowanie niewidzialna w bezpłciowych ubraniach, z rozmazanymi przyjemnie i niejednoznacznie rysami twarzy.

— Rozejm? — spytała, wprawiając wino w niby ruch i wsuwając lampkę delikatnie w dłoń Gabrielle.

Lodowaty spokój Amandy przejmował ją momentami obawą i chociaż zdawała się wcześniej dlań żywić uczucia przyjazne, niedawne wypadki usposobiły ją wrogo. Nie darzyła jej zaufaniem i przeczuwała, że dziewczyna w ogóle się nie zmieniła.

— Jak udało ci się zdobyć wino? — zapytała zdziwiona. — Dotąd go nie widziałam u służby.

Amanda wzruszyła ramionami i przestąpiła z nogi na nogę, usiłując ukryć zmieszanie niezmierne. Nie wiedząc jednak, co wyrzec, przygryzła usta, milknąc całkowicie.

— Coś nie tak? — Spod przymrużonych powiek, nieufnie błysnęła oczyma. — Możesz mi powiedzieć — zapewniła Gabrielle.

— Racja. Chyba jestem ci winna wyjaśnienia. — Uśmiechnęła się słabo. — To zasługa skrzata. Zdarza się, że przynosi mi smakołyki… Wygląda na to, że mnie polubił.

 Spojrzała niepewnym wzrokiem na dziewczynę, gdyż wzbudziło to podejrzenie w sercu Gabrielle. Nie dostrzegłszy niegodziwości i złych intencji, niczego nieświadoma wypiła wino, po czym rzekła sennym głosem:

— Znałam kiedyś podobnego skrzata.

Ciało trzęsło się od zimna, a głowa płonęła jak ogień zanim zachwiała się i upadła bez czucia zemdlona. Piana toczyła się z jej ust sinych, zacieśnionych, jakby ostatnia dla niej wybiła godzina. Umierała.

Amanda głaskała jej włosy i zapatrzona w daleki punkt przestrzeni, wtajemniczała ją w swoje przeżycia, mówiąc:

— Wybacz, kochanie, ale nie mogłam ci odstąpić mojej pozycji. Tylko martwa na nic im się nie przydasz.

~*~

Biegła co tchu, ile sił w nogach, z twarzą szarą z emocji. Biegła bez opamiętania, uciekając przed zbrodnią dokonaną. Dopiero kiedy spory kawałek drogi uszła, zatrzymała się i odetchnęła ciężko, jak po mocnym znużeniu, wsparła głowę na własnej ręce, zaczęła rozglądać się wokół siebie, jakby niedowierzając. Przestraszonym wzrokiem szukała pomocy w twarzy Gabrielle, która pojawiała się przed nią, odwracała się w bok i znikała zupełnie. Gorzkie wyrzuty srożyły się, prześladując ją i niszcząc.

Niech ktoś coś powie. Niech ktoś coś zrobi. Przecież to się nie dzieje. Nie mogłam zabić człowieka. Odetchnęła raz jeszcze, zaciskając pięści, paznokcie kaleczyły skórę. Czuła ciężar, ogromny ciężar, jak gdyby oddychało się kamieniami. Myśli rozproszone, szeleszczące niczym popiół po zmierzchu. Niepodobna ich pochwycić. Pustka. Nic.

Postąpiła krokiem ku schodom, powitała Astorię lekkim skinieniem w jej kierunku, wymuszając przy tym uśmiech, z rodzaju tych, jakie to czasem wśród boleści na twarzy chorego osiadają.

— Służko — zawołała, zmuszając Amandę do przystanku. — Przekaż Draco, że będę na niego czekała w ogrodzie.

— Oczywiście, panienko. — Skłoniła się nerwowo i zawróciła, idąc szybko w przeciwną stronę.

Zachowanie to wydało się Astorii dość dziwne, nie ze względu na dręczący służkę niepokój, lecz ze względu na jej odmienny stan, gdyż dotychczas widywała ją pewną siebie i zdawało się jej, że ta pewność nie opuszczała Amandy ani na chwilę.

~*~

Astoria oparła podbródek we wgłębieniu ramienia Dracona, bawiła się kołnierzykiem jego koszuli, podniosła głowę i przytuliła jego dłoń do swojego policzka. Nie broniła się, gdy ją obejmował. Czuła ciepło ich ciał poruszanych niespokojnymi oddechami.

— Minęłam się dziś ze służącą twojej matki — oznajmiła, żywo gestykulując.

Odetchnąwszy głęboko, spróbowała wyjaśnić mu lepiej, co miała na myśli.

— Wyglądało jakby przed kimś lub przed czymś uciekała.

Draco nie sprawiał wrażenie zaskoczonego. Przyciągnął ją znowu do siebie i pocałował, zanurzając palce w jej włosy. Ciągle jeszcze rozkojarzona pocałunkiem Astoria potrząsnęła głową, jakby chciała zebrać i uporządkować słowa.

— Nie żartuję, Draco.

Nie odpowiedział, zakładając jej niesforny kosmyk włosów za ucho.

— A co, jeśli stało się coś strasznego?

Cofnął się. Przetarł sobie powieki, rozprostował dłonią nadbiegłe fałdy na czole, po czym przysunął się z powrotem i w efekcie niepohamowanego impulsu szeroko rozchylił oczy. Natychmiast tego pożałował. Zakaszlał i po paru sekundach zastanowienia stwierdził:

— Niepotrzebnie się martwisz. To tylko służąca, a one zawsze sprawiają wrażenie wystraszonych.

Odepchnęła go z lekka.

— Być może, ale fakt, że jest to służąca twojej matki, pozwala mi myśleć inaczej.

— Czy ty sugerujesz, że moja matka byłaby skłonna do rzeczy karygodnych? — Zmarszczył czoło niezrozumiale i zaśmiał się niespodziewanie, czym wprawił ją w zakłopotanie. — Lepiej, żeby się o tym nie dowiedziała.

Zastanowił się jednak nad tym, co przekazała mu Astoria i musiał się niechętnie zgodzić, że matka od jakiegoś czasu była nieswoja, zupełnie jakby coś ją trapiło. Pewien był niemal, że chodziło o ojca, choć nie widywał ich często razem i nie kłócili się też więcej niż zwykle, wydawali się unikać w jakiś przedziwny sposób…

Wówczas zdał sobie sprawę, że sam lekkomyślnie poddał matkę strapieniu, mówiąc jej o fascynacji ojca jedną ze służek. Do tej pory nie traktował tego poważnie, gdyż nie sądził, aby wspomniany zachwyt wykraczał poza racjonalne zachowanie ojca i miał na celu adorację służącej. Wręcz przeciwnie, uważał nawet, że ojciec nigdy bliżej by się nie zainteresował talentem magicznym dziewczyny ze względu na jej nieczystą krew, która zdecydowanie ograniczyłaby ich kontakty – co więcej – przypuszczał, że ta nieoczekiwana sympatia do White może sprowadzić na nią śmierć. Zapewne się nie pomylił. Wszystko bowiem wskazywało na to, że matka opacznie orientując się w sytuacji, wydała na dziewczynę wyrok, którego tak bardzo z uwagi na Astorię chciał uniknąć.

~*~

Leżała bez ruchu, czuła w mięśniach słodkie rozleniwienie, jej ciało było ciężkie i zimne, a jej szeroko otwarte oczy wpatrywały się nieruchomo w mrok i skryte w nim sylwetki zawiedzionych chłopców.

— Zapomniałaś o nas, Hermiono — odezwał się Harry.

Zaprzeczyła gwałtownie.

— Zwlekasz z zemstą… Czy nie zależy ci już na nas, na mnie? — Ból wypisany na wymizerniałej twarzy Rona sprawił, że ukłuło ją serce.

— Nie, proszę… Nie zostawiajcie mnie! Zrobię to! Obiecuję! Tylko nie odchodźcie!

Zjawy zanikały, aż przepadły bez śladu, rozpływając się w materii.

Skurcz okropny i nagły atak suchego kaszlu wstrząsnęły jej drobnym ciałem, wylewająca się z ust strużka krwi zaczęła plamić szyję i dekolt, zamarzając cienką nitką, a oczy białkiem się odwracały. Chwytała powietrze. Dusiła się. Przeraźliwe tkanie z piersi się wydzierało.

Draco nie czekając ani chwili dłużej, przywołał pomarszczony, podobny do nerki kamień. Pośpiesznie rozwarł szczęki Gabrielle i wepchnął bezoar do buzi. Gabrielle wzdrygnęła się, sapnęła chrapliwie, ciało jej sflaczało i powieki zadrgały.

— Obudź się, dziewczyno — rzekła rozrzewniona Astoria i potrząsnęła nią jak kukłą, w mniemaniu, że się wybudzi.

Nozdrza Gabrielle rozdymał przyśpieszony, porywczy oddech, brwi zbiegały się ostrożnie i posuwiście, skostniałe z zimna palce trzeszczały w stawach, jakby chciała się przekonać, czy może nimi władać.

— No dalej. — Siedząca nieopodal łóżka Astoria patrzyła wyczekująco na służącą, z pełnym nadziei wzrokiem.

Wreszcie nogi Gabrielle poruszyły się parokrotnie i chorobliwy rumieniec okrasił blade lico. Niedługo potem służąca wyrwawała się z bezdennego letargu, milknąc na długo nim doszła do siebie i odzyskała siłę potrzebną na wyjaśnienia.

— Czy pamiętasz, kto chciał cię otruć? — zapytał zaciekawiony Draco.

Astoria spojrzała współczująco i przyjaźnie w orzechowe oczy dziewczyny, ujęła jej dłonie we własne, próbując dodać otuchy.

— To była Amanda — szepnęła błagalnie i ciężki oddech zatamował głos Gabrielle, następnie przyszedł długi, męczący kaszel.

— Odpocznij. Może spróbuj się przespać. Wyglądasz na wykończoną — powiedziała ze smutnym uśmiechem Astoria, po czym odeszła, a wraz z nią Draco.

Dopiero kiedy Gabrielle została sama, rozpoznała miejsce, w którym się znalazła, a które nazywała swoim prywatnym pokojem. Nie pamiętała, jak dotarła do tych czterech, znajomych ścian. Była zbyt słaba i chora, żeby się nad tym zastanawiać. Sen morzył ją niesłychanie, dopóki nie zmrużyła całkiem oczu i nie zasnęła.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz