niedziela, 14 lipca 2019

Rozdział 7


Płomienna nadzieja
Malfoy Manor, Wiltshire, 1999 rok

Otaczała ją zewsząd nieprzenikniona ciemność, toteż gdy rozchyliła powieki, nie dostrzegła niczego poza mrokiem. Po omacku odszukała kawałek brudnego materiału i przycisnęła go do piersi, próbując się choć odrobinę ogrzać. Wciąż jednak dokuczało jej przenikliwe zimno i dziwne wrażenie, jakby coś pełzało po jej skórze. Spojrzała na swoje nogi, ale i tym razem nic nie zobaczyła. Z czasem oczy przyzwyczaiły się i z mroku poczęły się wyłaniać poszczególne kształty. Wówczas zdała sobie sprawę, że to nie robaki ją dręczyły podczas snu, a wstrętne szczury. Chodziły po jej ciele, dopóki nie zorientowała się i nie zrzuciła ich z siebie z piskiem. Gabrielle zatrzęsła się, tym razem ze wstrętu, i wtedy odurzył ją metaliczny zapach. Z przerażeniem rozejrzała się dookoła. Była prawie pewna, że to krew. Zbladła i osłupiała. Tępym wzrokiem wpatrywała się w przeciwległą ścianę, pod którą leżał w kałuży zwinięty i otulony kocem chłopak. 

Gabrielle podniosła się, bez większej nadziei, by upewnić się, że to tylko zwłoki. Zawahała się, lecz nie cofnęła ani o krok. Coś innego przykuło jej uwagę. Coś, co z daleka wyglądało jak zwały gruzu, ale z bliska okazało się stertą materiałów, spod której wystawała duża, acz koścista dłoń. Służąca natychmiast odrzuciła tkaniny, wygrzebując sczerniałe ciało, po czym pochyliła się nad nim i przyłożyła ucho do piersi dziewczyny. Nadal oddychała, choć jej serce biło niespokojnie. Była słaba i wycieńczona.

— Słyszysz mnie? — szepnęła Gabrielle.

Nim dziewczyna odpowiedziała, utkwiła w niej nieobecne spojrzenie i skinęła niedostrzegalnie głową. 

 Służąca zbliżywszy się do jej wychudłej, posiniaczonej twarzy, poznaczonej bliznami i zakrzepłą krwią, wytężyła słuch. Wtenczas usłyszała prośbę: 

— Pomóż mi. 

— Ja… Nie mogę ci pomóc — przyznała po chwili.

Mimo to nadal wracała do niej uporczywa myśl, że przecież może ocalić tę dziewczynę, ulżyć jej cierpieniu. Jednak nie była już tak odważna jak kiedyś. Dawniej nie zastanawiałaby się, tylko chwyciłaby ją za ręce i podniosła do pozycji półsiedzącej, a następnie spróbowała za wszelką cenę wyprowadzić z celi. Dziś  rozważała, czy w ten sposób nie zniszczy i tak kruchych relacji z Malfoyami. Czy to nie zaważy na jej losie? Brzmiało to co najmniej egoistycznie, lecz Gabrielle nie mogła myśleć inaczej. Nie teraz, gdy zmieniły się czasy i ona, kiedy dostała od Rona szansę na życie w ukryciu. Musiała dbać o najmniejszy szczegół. Każde potknięcie sprawiało, że jej obietnica stawała się pustymi słowami, a marzenie o dokonaniu zemsty oddalało się podobnie jak służąca. Z kolejnymi krokami jej serce biło coraz mocniej, jakby pragnęło zagłuszyć głos rozsądku. 

— Przepraszam — cicho wydukała i odwróciła na moment wzrok, nie chcąc oglądać rozczarowania w piwnych oczach nieznajomej, która nie poddawała się i stale błagała: 

— Proszę… Potrzebuję wody. 

Podczas gdy Gabrielle snuła się w czeluściach nocy i słuchała łkania, dręczyło ją sumienie. Nie potrafiła odejść i zapomnieć, choć jej kara powoli dobiegała końca, o czym świadczyło wynurzające się znad horyzontu przygaszone słońce. Nie miała pojęcia kim jest dziewczyna, lecz czuła się tak, jakby znała ją od bardzo dawna. Przyglądała się jej w skupieniu, nie mogąc rozpoznać rysów twarzy.

— Powiedz mi, proszę, kim jesteś? 

Nieznajoma, rzuciwszy niedbałe spojrzenie, odwróciła głowę, po czym przyciągnęła do niej kolana, na których wyraźnie odznaczały się blizny po ranach ciętych. Milczała tak długo, że służąca straciła jakąkolwiek nadzieję na uzyskanie odpowiedzi. 

— Ginny Weasley.

— Nie, nie… — Zszokowana Gabrielle odskoczyła od niej niemal natychmiast i złapała się za usta, jak gdyby miało ją to powstrzymać przed wybuchem płaczu. 

Dziewczyna skuliła się odruchowo, nie mówiąc już nic więcej. Żałowała, że powiedziała cokolwiek, bo nie przyniosło jej to ani ulgi, ani korzyści. Prawdę mówiąc, nie osiągnęła żadnego efektu poza zaskoczeniem Gabrielle. Dziwiła ją odrobinę jej reakcja, chociaż – jakby się nad tym zastanowić – wcale nie była osobliwa. Nazwisko Weasley jako jedne z nielicznych tkwiło na liście zdrajców krwi. Zatem miała do czynienia nie tylko ze służącą, ale i wyznawczynią ideologii Czarnego Pana. Pozostało więc czekać na śmierć.

— To niemożliwe. Nie możesz być Ginny. Proszę, tylko nie to. — Słowa Gabrielle przecięły zgęstniałe z nerwów powietrze.

Nie minęła minuta, a służąca pojęła swój błąd. Zbliżywszy się do krat, otarła szybkim ruchem dłoni łzy, a potem po prostu wyszła. Nie miała pojęcia, czy bransoleta nie ściśnie jej przegubu, nie rozbłyśnie i nie wrzuci z powrotem do lochu. Nic podobnego jednak się nie stało. Zatem kara dobiegła końca. Odtąd Gabrielle mogła opuścić lochy i w każdym momencie do nich wrócić. Tak też zrobiła, a kiedy wróciła, w ręce trzymała szklankę.

— Wypij — szepnęła niespodziewanie, na tyle niespodziewanie, że Ginny nawet nie zwróciła na nią uwagi. Dopiero po chwili dostrzegła wodę i łapczywie ujęła w dłonie naczynie, by później wychylić jego zawartość. Krople wody spływały jej po brodzie i spadały, znajdując ujście na rozdartej sukience. Ruchy dziewczyny naraz stały się gwałtowne, wręcz paniczne. Jednocześnie nieco się ożywiła i odzyskała rezon.

— Dlaczego? — zapytała; zdawać by się mogło, że gniewnie.

— Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Inaczej obie zginiemy — ucięła krótko służąca, otrząsając się z zimna.

— I tak zginiemy. — Ginny zaśmiała się gardłowo, patrząc, jak Gabrielle sięga drżącą ręką po pustą szklankę.

— Nawet jeśli, to jestem jedyną osobą, która sprawi, że nie będziesz tak bardzo cierpieć. Masz prawo mi nie ufać, jednak ci pomogłam i mogę to robić dalej. Reszta wydaje się nieważna.

Ginny oparła się plecami o chłodną, kamienną ścianę i gorączkowo zassała powietrze. Nie tak wyobrażała sobie życie. Nie dane jej było ułożyć go po swojemu. Przewrotne fatum odebrało jej miłość, przyjaciół, rodzinę. Nie pozwoliło nacieszyć się czasem wspólnie spędzonym z Harrym, spełnić najskrytszych marzeń, zrealizować planów. Wiele straciła przez zaślepienie śmierciożerców ideą czystości krwi. W zamian spotkało ją upokorzenie. Musiała się zgodzić, nie miała zbytniego wyboru. Chodziło o szybką śmierć, bez tortur i bólu. Skinęła więc głową na znak zgody.

— Dziękuję.

Gabrielle nie wiedziała, ile czasu minęło odkąd znalazła się w lochach, jednak skrycie wierzyła, że zrobi wszystko co w jej mocy, by pomóc Ginny. Wyłącznie tak mogła odwdzięczyć się Ronowi. 

~*~

Nie zapomniała też o Astorii, której nie znała, a którą poprzysięgła uratować. Nie podda się – a na pewno nie w takim momencie, kiedy czar leżał na wyciągnięcie dłoni – aż wreszcie pewnej nocy w bibliotece znalazła go, czar oczyszczający.

Gabrielle z przerażeniem wpatrywała się w witrynę, w której widniało jej rozmazane odbicie, szukała niejako potwierdzenia, że już czas zaryzykować. Z nożem na gardle wstała i ruszyła ku drzwiom prowadzącym najpewniej do gabinetu Draco. Przez chwilę się wahała, ale w końcu otworzyła je i zobaczywszy panicza za stosem papierów, uśmiechnęła się delikatnie, po czym wykonała uprzejmy ukłon.
Draco spojrzał na nią przeciągle, bez słowa, a potem zerknął na zegarek i nie mówiąc zupełnie nic, rozpłynął się w powietrzu niczym kamfora. Wiedział, co się stało i nie marnował ani chwili. Gdy zjawił się ponownie, trzymał w ramionach omdlewającą Astorię i szeptał jej do ucha: wszystko będzie dobrze. Była śmiertelnie blada, jej skórę pokrywały wypryski o nienaturalnie niebieskim odcieniu, usta siniały, a matowe włosy okalały lśniącą od potu twarz. Umierała.

Draco ułożył ostrożnie Astorię na hebanowym biurku, jakby była najkruchszą istotą, jaką znał. Następnie przetarł dłonią twarz, na której malowało się zmęczenie, i powiedział poważnie do Gabrielle: 

— Zrób wszystko, żeby przeżyła. — Przyłożył koniec różdżki do jej bransolety, a ta rozbłysła jaskrawym złotem, by zaraz rozwiać się jak dym. Gabrielle w dalszym ciągu widziała jej zarys, choć nie była już tak wyraźna jak przedtem. 

— Nie próbuj niczego, służko — rzekł lakonicznie Draco. 

Gabrielle jednak nie musiała go pytać, co chciał powiedzieć, doskonale zdawała sobie sprawę, co miał na myśli. Odblokował jej zdolności magiczne. Wystarczyło rzucić zaklęcie niewybaczalne i uciec. Tylko gdzie? Nie był to najlepszy pomysł, bo prędzej czy później Malfoyowie by się zemścili, dlatego kompletnie rozbita powlokła się do biurka i przyjrzawszy się jeszcze raz Astorii, uniosła różdżkę, którą przyniósł jej Draco, a następnie rzuciła: — Perdere!



2 komentarze:

  1. Dlaczego Hermiona nie rozpoznała Ginny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ginny długo siedziała w lochach, zmieniła się. Innymi słowy, była w okropnym stanie. Nie dziw więc, że Hermiona jej nie rozpoznała. A może nie chciała przyjąć do świadomości, że to Ginny?

      Usuń