piątek, 10 kwietnia 2020

Rozdział 12


Sekretna obsesja
Malfoy Manor, Wiltshire, 2000 rok
Szybkim krokiem oddalił się, ignorując uczucie chłodu, które podążało za nim od chwili, kiedy opuścił lochy. Odtrącił naglącą potrzebę rozmowy z Astorią. Zamiast tego zmierzał teraz do gabinetu ojca. Nie zważał na nic. Po prostu szedł, dopóki nie napotkał tak dobrze mu znanych, aczkolwiek rzadko widywanych, drzwi. Nie dbał o maniery. Wszedł bez pukania, usiadł naprzeciw ojca i zapytał:
— Nie sądzisz chyba, że przetrzymywanie kogoś w lochach o szklance wody jest humanitarne?
— Pytasz mnie o to, synu, bo? — Lucjusz uniósł wzrok znad papierów, spojrzał na Draco, po czym zacisnął usta, jak gdyby chciał się powstrzymać od kąśliwej uwagi. — Nigdy przedtem nie miałeś zwyczaju odwiedzać mnie w moim biurze, a już na pewno nie w sposób, którego powstydziłaby się twoja matka. Oczekuję zatem wyjaśnień.
Draco wstał, zaczął przechadzać się po pomieszczeniu i mówił gestykulując z zapałem:
— Nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię. Domyślasz się, że chodzi o służącą. Tę samą, która uratowała Astorię. Doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie musiała tego robić. Mogła ukrywać swoje zdolności. Tym bardziej, że żyje w ciągłym strachu. Zrobiła to, a ty w nagrodę, bo inaczej nie umiem tego nazwać, zamknąłeś ją w lochach. Uważasz, że to w porządku, ojcze? — Przerwał na moment, widząc, że Lucjusz wciąż czyta jeden z dokumentów. — Prawisz mi o zasadach dobrego wychowania, tymczasem sam nie śmiesz mnie nawet wysłuchać — sarknął oburzony, a jego oblicze zapałało gniewem.
Lucjusz westchnął przeciągle, przetarł palące ze zmęczenia oczy jak człowiek zbudzony ze snu.
— Spodziewałem się, że do mnie zawitasz. Nie sądziłem jednak, że tak nerwowo zareagujesz, Draco. — Odsunął nieco na bok akta. — Musisz wiedzieć, że moje działania nie są bezcelowe. Ta dziewczyna… jakby to określić? Różni się znacząco od pozostałych. Wybija się ponad nie. Rzecz jasna, nie w obowiązkach domowych. Niemniej jest w niej coś takiego, czego nie umiem określić… — Wpatrywał się gdzieś w bliżej nieznaną Draco dal. Drżały mu usta w niewypowiedzianym zachwycie. — Bije od niej magia, z jaką dotąd się nie spotkałem u służących.
— Dlatego ją karzesz?
Draco prychnął z niesmakiem i odwrócił się w stronę ściany, na której wisiał ogromnych rozmiarów zegar. Wskazówka przesuwała się za wskazówką, a za nią podążało życie. Skacząc z nędznego stopnia na nędzniejszy, niekiedy na dostatniejszy, lecz zawilszy.
— Nie bardzo rozumiem twój stosunek do niej, Draco. Zrozumiałe, że jesteś jej wdzięczny. Ale czy nie uważasz, że to wystarczy? Wszak to nasza służąca, osoba o niższym statusie. Zakazuję ci więc wszelkich z nią kontaktów.
— Żartujesz, prawda? — Draco nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał.
— Trwa to już i tak za długo. Zdążyłeś się, jak mniemam, zadurzyć w tej dziewczynie, dlatego to najlepsze rozwiązanie dla nas wszystkich. Tym razem nie wróci do lochów, jednakże nie pozwolę więcej na ingerencje w moje decyzje, nawet tobie, synu. Waż na to, co robisz — powiedział poważnie.
— Jak w ogóle możesz myśleć, że cokolwiek czuję do tej dziewczyny?! Bądź czułem!
— Jesteś jeszcze młody, zrozumiesz, gdy będziesz w moim wieku. A teraz zostaw mnie samego, muszę uporać się z tymi dokumentami. — Wziął w dłoń pierwszy z brzegu druk urzędowy i zaczął go lustrować z dołu do góry, całkowicie ignorując Draco.
Chłopak podszedł pewnym krokiem do biurka, z rozmachem zrzucił z niego leżące papiery, po czym ścisnął ojca za ramię.
— Nie lekceważ mnie, kiedy z tobą rozmawiam — zażądał dobitnie. — Pozwalałem na to przed laty, jednak dorosłem i nie możesz domagać się ode mnie, bym zamilkł, kiedy najdzie cię ochota. Nie ucieknę jak spłoszone dziecko.
— Czego ty ode mnie oczekujesz, Draco? Że zezwolę na niszczenie mojego mienia? A może, że przyłożę rękę do ograbiania naszej rodowej posiadłości? Zastanów się nim po raz kolejny oskarżysz mnie o równie absurdalne rzeczy i postanowisz zniszczyć moją pracę.
— I znów ty! Ciągle mówisz o sobie…
— Nie wydaje mi się, by było to choć w połowie prawdą. W przeciwnym wypadku dawno już byś nie żył. Nie wspomnę o poszukiwaniach lekarstwa dla Astorii, a znakomicie wiesz, że za nią nie przepadam. Mógł bym mieć lepszą synową.
Draco parsknął sarkastycznym śmiechem. Nie zważając na gniew ojca, wstał widocznie ucieszony takim obrotem dyskusji i jął tłumaczyć:
— Jako dziecko myślałem, że robisz wszystko, by zapewnić mi i matce dostatnie życie. Teraz jednak widzę, że nie dbasz o to, co myślimy. Zawsze narzucałeś nam własne zdanie. — Podszedł do drzwi i nie odwracając się, dodał z goryczą: — Mogłeś chociaż w to nie wciągać Astorii. — I wyszedł, nie spoglądając na twarz ojca, która przez ułamek sekundy wyrażała żal.
~*~
Niebawem zapomniał o scysji z ojcem, gdyż czułe matczyne serce nie pozwoliło mu na srogość.
— Draco… — wyszeptała Narcyza, a troska w jej głosie zatrzymała go gdzieś w połowie drogi pomiędzy schodami a salonem. Spojrzał na nią z mieszaniną łagodności i smutku.
Siedziała nieruchomo w głębokim fotelu przy oknie z filiżanką zupełnie wystygłej, zgęstniałej czekolady. Momentalnie ją odstawiła, podeszła do niego i przyłożyła dłoń do jego policzka, jakby sprawdzała, czy nie jest rozpalony.
— Przepraszam, matko — powiedział tak cicho, że ledwie mogła dosłyszeć ten szept.
— Nie szkodzi, synu. Oddałeś suknię Astorii, bo uznałeś to za stosowne. Poza tym zbyt długo już walczę ze śmiercią Belli. — Uśmiechnęła się szczerze. — Jednak nie to cię trapi.
Ścisnęła delikatnie jego rękę i spojrzała mu głęboko w oczy, jak gdyby chciała wyczytać z nich powód jego udręki.
— Nie martw się o mnie, proszę. — Draco spojrzał na nią i uśmiechnął się z przymusem.
— Wiesz, że nie potrafię. Powiedz mi zatem, co się stało… Czy znów chodzi o ojca? — Przypatrywała mu się uważnie. — Czy prosił cię o pomoc w poszukiwaniach tej Granger?
— On nigdy nie prosi.
— A więc zrobił to. — W pozbawionych wyrazach oczach Narcyzy pojawiły się dwie duże łzy. Przez moment zwiesiły się na brzegach powiek, po czym spłynęły powoli po policzkach.
— Nie — momentalnie zaprzeczył. — Mówiłem ci, żebyś się nie martwiła. To są sprawy pomiędzy mną a ojcem i wcale nie chodziło o Czarnego Pana.
— O co w takim razie? — zapytała zdziwiona.
Westchnął, gdy uświadomił sobie, że matka nie pozwoli mu odejść, jeśli nie odpowie na jej pytanie. Nie miał jednak zamiaru zdradzać jej wszystkiego. Za bardzo mu na niej zależało, by miał ją niepotrzebnie niepokoić. Postanowił wobec tego przekazać jej najbardziej szczątkowe informacje, jakie tylko były możliwe.
— Zapewne pamiętasz służącą, która uratowała Astorię.
— Panna White, jeżeli się nie mylę.
— Tak — przyznał. — Od pewnego czasu ojciec bezustannie ją karze.
— Draco, to służąca, powinna znać swoje miejsce. — Próbowała tłumaczyć.
— Nie miałem nic przeciwko, póki nie odkryłem, że trafiła do lochów na tydzień. Szczędzono jej nawet wody. Nie wymagam wiele. Chcę tylko, by ta dziewczyna wiedziała, że jesteśmy jej wdzięczni. Czy to tak dużo?
— Nie, synu. Porozmawiam z ojcem.
Narcyza miała właśnie się do niego udać, ale widocznie Draco to wyczuł, bo w tym samym momencie powstrzymał ją, łapiąc za rękę.
— Nie idź do niego, przynajmniej nie teraz.
Przyglądała mu się ze zdziwieniem, stopniowo marszcząc brwi.
— Draco, przecież chciałeś, bym przedyskutowała to z ojcem.
— Tylko, że… — Zastanowił się. — On nie zachowuje się jak dawniej.
— Co przez to rozumiesz?
Pragnął odejść, nic nie mówiąc, ale było już za późno.
— Przypatruje jej się. Widzi w niej coś, co go fascynuje…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz