wtorek, 14 kwietnia 2020

Rozdział 14



Krwawy wieczór
Malfoy Manor, Wiltshire, 2000 rok
Zalała ją potworna wściekłość na samą siebie. W ogóle się nie przygotowała – nie miała argumentów, które powstrzymałyby Ines przed tak głupimi podejrzeniami. Gabrielle zdawała sobie sprawę, że to co robiła, jest czystym szaleństwem. Desperacją, jaka zwykle nią kierowała. Nie powinna była zgadzać się na bliższą znajomość z Ines, która prawdopodobnie zazdrościła jej ulgowego traktowania.
Mimo to posuwała się dalej, pokonując przeszkody rzucane przez życie. Stawiała stopy na krawędziach, aby nie dosięgnął ją zamęt. Ostrożnie.
Przesuwała dłoń po ścianie, która służyła jej za przewodnika.
Niewidoma. Porzucona. Nie myślała już o wydarzeniach ubiegłego tygodnia. Nie pamiętała, kiedy czuła się tak radośnie i spokojnie. Wszystkie problemy rozwiązały się niemal same z siebie. Co prawda, nadal nie była pewna działania zaklęcia. Lecz smętny pomysł, jakoby Malfoyowie znali jej sekret, wydawał się równie absurdalny, co zabawny. Wystarczająco przekonała się, że Malfoyowie bynajmniej nie przypominają szaleńców opętanych przez Voldemorta. Wprawdzie należeli do śmierciożerców, ale różnili się od nich bardziej niż mógłby ktokolwiek sądzić.
Skłonna była do takich przekonań po tym, jak zeszła do lochów i spotkała tam Ginny. Wciąż żywą, w dodatku wyglądającą znacznie lepiej niż podczas ich ostatniego spotkania. Gabrielle pomimo tego przyniosła jej odrobinę jedzenia, które wcześniej udało jej się zdobyć od skrzatów domowych. Widząc ją zdrową, uspokoiła się, choć chwilami trapiło ją pytanie: Dlaczego nie zabili Ginny? — Poprzedzane refleksjami nad Lucjuszem: — Z niezrozumiałego powodu pragnął oddać Ginny Voldemortowi. Chciał jej śmierci. Być może sam miał ją zabić… — Nie kierowało ku jakimkolwiek wnioskom, jak gdyby ich istnienie zdawało się niemożliwe.
Nie miała jednak zamiaru poświęcać szansy, którą dali jej Harry z Ronem, i odłożyła smętne pomysły na bok. Wszakże dość już sił włożyła, by zapomnieć. Jeśli naprawdę miało się powieść, to o czym skrycie marzyła, musiała zaniedbać sprawy, niedotyczące jej osobiście. Wydawało się, że cel był w zasięgu wzroku. Część wspomnień odeszła. Zmarli przyjaciele od pewnego czasu nie zaprzątali jej głowy. Wreszcie mogła się skupić na swoich obowiązkach, które zresztą zapewniały jej życie przyznane przedtem przez chłopców. Zdawało się, że wszystko się układało…
Upewniła się, że to złudna nadzieja dopiero wieczorem. W momencie gdy wracała do pokoju. Drogą inną niż dotąd chodziła. Weselsza niżeli ją kiedy bądź widziano. Natknęła się wtedy na plamy krwi na podłodze i wpierw pomyślała o Ginny, później o Astorii. Zorientowała się jednak, że są to krwawe odciski stóp, i to osoby idącej długimi krokami.
Gabrielle ruszyła tym tropem, z każdym stąpnięciem czuła większe zdumienie. Wyglądało bowiem na to, że krwawe ślady prowadzą prosto do gabinetu Lucjusza i tam znikają.
Kiedy dotarła do drzwi, nie wierzyła własnym oczom. Wokół klamki nie było przestrzeni, na której by nie znajdowała się krew. Przerażona przełknęła ślinę. Złapała w razie wypadku za rzeźbę przedstawiającą egipski obelisk i nacisnęła klamkę.
W pomieszczeniu panował półmrok. Rozpraszał go blask lampki stojącej na hebanowym biurku.
Gabrielle skierowała się ku źródłu światła. Wtem zamarło jej serce na widok tego, kto leżał na podłodze. Zszokowana wypuściła z dłoni antyk i dotknęła ust. Wciągnęła głęboko powietrze, aby się uspokoić, ale z jej krtani wydobył się jedynie zduszony jęk. Wszędzie była krew, a pośród niej Lucjusz.
Miał zamknięte oczy. Sprawiał wrażenie nieżywego i chyba to najbardziej wstrząsnęło Gabrielle, bo niemal od razu przy nim przykucnęła i zaczęła sprawdzać puls. Jak się po chwili okazało, nadal żył, choć tętno było ledwie wyczuwalne.
— Cholera — nerwowo zaklęła.
Ręce trzęsły jej się jeszcze bardziej niż przed kilkoma minutami. Stała jak sparaliżowana. Nie mając pojęcia, co mogłaby zrobić, by mu pomóc. Uderzyła ją ta chora myśl. Chciała go ratować, podczas gdy on ją ranił zarówno werbalnie, jak i niewerbalnie. Pewnie o wiele dłużej zastanawiałaby się nad sensem swoich poczynań, ale czas nieubłaganie płynął. Lucjusz się wykrwawiał, a tętno słabło.
Sięgnęła więc do szafki, pomacała, choć ręka pozostała pusta. Zawahała się. W końcu otwarła ostatnią z szuflad i znalazła w niej nieduże buteleczki, najprawdopodobniej z eliksirami. Brakowało jednak etykiet, toteż nie patrząc na nic, odkorkowywała kolejno miksturę po miksturze. Następnie wąchała i nazywała. Uporała się z tym niezwykle szybko, bo już po paru sekundach podawała Lucjuszowi odpowiednie eliksiry.
Nie uspokoiła się, kiedy się nie poruszył. Nadal leżał z niedbale ułożonymi rękoma wzdłuż ciała. Tylko jego głowa obsunęła się nieco w prawą stronę, ukazując na szyi powierzchowne rozcięcie na długość trzech palcy. Koszula, na której widoczne były zaprasowane rękawy, przesiąkła mimowolnie krzepnącą w ciemne strupy krwią, tak że jej kolor zmieniał się od śnieżnobiałego przy kołnierzyku po ciemnoczerwony, dochodzący do okolic brzucha.
Drgnęła, gdy zaczął coś mamrotać.
Wreszcie uniósł powieki i za mgłą zobaczył Gabrielle. Chciał dotknąć rany na brzuchu, ale służąca w mig zatrzymała jego przesuwającą się z oporem dłoń.
— Nie może się pan poruszać. To niebezpieczne zważywszy na to, ile krwi pan traci.
Gdyby nie to, że jego stan był zły i słowa ledwie trafiały do świadomości, zapewne by oberwała jakimś paskudnym zaklęciem. Teraz jednak próbował skinąć głową, niezdolny cokolwiek powiedzieć.
— Udam się po pomoc. Proszę, niech pan leży spokojnie, panie Malfoy — oznajmiła, po czym podniosła się z klęczek. Lecz zaraz na powrót usiadła, gdyż Lucjusz złapał ją za rękę. Delikatnie dając do zrozumienia, żeby została.
Chłód jego palcy przeraził ją, mimo to odwróciła się do niego. Kiedy spostrzegła, że chce coś powiedzieć, zbliżyła ucho do ust Lucjusza i usłyszała cichy, urwany pisk, przechodzący w charkot.
— Ty… To… Zrób… — Każdemu wypowiedzianemu słowu towarzyszyło krztuszenie się krwią.
— Ale… — Przez moment pragnęła mu wytłumaczyć, że bez magii nie będzie w stanie mu pomóc, gdy jej wzrok spoczął na ramieniu od bransolety… Zniknęła.
Gabrielle tkwiła w miejscu, nie potrafiąc pojąć, jak Lucjusz mógł jej powierzyć swoje życie. Była tylko służącą, co więcej, kiepską. Z różdżką czy bez niej miała sporo powodów, żeby go zabić. Wiele więc ryzykował, pozwalając jej zadecydować o własnym życiu.
Niepewna czego pragnie, dotknęła przedramienia, ale po bransolecie nie było śladu. Znów w jej żyłach krążyła magia, mimo to nie chciała niczyjej śmierci. Nie szukała różdżki, by rzucić niewybaczalne. Położyła dłonie na klatce piersiowej Lucjusza i skupiła się na inkantacji. Machinalnie zastanawiając się nad jego decyzją. Skąd wiedział o jej zamiarach i o tym, że włada bezróżdżkową magią? Coraz więcej wątpliwości napływało do jej umysłu, choć nie była to najstosowniejsza chwila na podobne przemyślenia.
Vulnera Sanentur — powiedziała i przepływ krwi spowolnił. Powtórzyła i rany zaczęły się leczyć. Przy trzecim wymówieniu w pełni się zasklepiły.
Kolejnym zaklęciem oczyściła z krwi pomieszczenie, tak że pozostała wyłącznie na ciele i koszuli Lucjusza. Dopiero potem zorientowała się, że nadal trzyma dłonie na jego klatce piersiowej i ostro się zarumieniła.
— Przepraszam. — Błyskawicznie zabrała ręce.
Śmiało, z rozmysłem wstał z podłogi. Zaczął iść chwiejnym krokiem, nic nie widząc przez zawroty głowy. Słaniając się, powlókł się do sofy, a kiedy dobrnął do jej zagłówka, usiadł ciężko. Podniósł butelkę ze stolika nieopodal, wydął wargi i wlał całą zawartość do szklanki, którą wychylił. Rozerwał koszulę i znalazł miejsce, gdzie jeszcze przed momentem znajdowała się rozległa rana. Dotknął ją opuszkami palców, jakby coś sprawdzał, po czym uniósł głowę i napotkał badawczy wzrok Gabrielle, śledzący jego poczynania. Lucjusz uśmiechnął się cwanie.
— Przygotuj mi świeże ubrania. — Zachowywał się nadzwyczaj spokojnie, nawet głos wydawał się być kompletnie pozbawiony cynizmu.
Krótko po tym jak wydał rozkaz, Gabrielle przyniosła komplet garniturowy przepasany srebrną nitką. Położyła go koło Lucjusza, chcąc bezzwłocznie odejść, lecz zatrzymał ją, mówiąc:
— Ubierz mnie.
Patrzyła na niego zszokowana i przerażona jednocześnie. Była to ostatnia rzecz, jakiej się po nim spodziewała, ale też ostatnia, jaką miała zamiar wykonać. Widziała, że nie rozumie, nie mógł zrozumieć, bo nie znał prawdy.
— Słucham? — zapytała słabo.
— Załóż mi koszulę — powiedział poważnie.
Toczyła ze sobą walkę, bojąc się, że pójdzie o krok za daleko i będzie tego żałować. Zwłoka niewiele pomagała, toteż Gabrielle podeszła do Lucjusza i w pełni subtelnie zsunęła z jego ramion brudny materiał. Zaczęła wodzić palcami po jego piersi, zmywając zaschniętą krew. Miał taką delikatną skórę i wyraźnie zarysowane mięśnie. Już sam ten niewinny dotyk doprowadzał ją do szaleństwa. Nic dziwnego, że modliła się w duchu, by pozwolił jej odejść. Nie chciała się zapętlać, wchodzić w niebezpieczne układy, choć tym samym mogła odkupić śmierć przyjaciół.
Podniosła wzrok na Lucjusza i aż zadrżała na widok tego, co zobaczyła w jego oczach. Wpatrywał się w nią z oczekiwaniem, jakby czekał na coś więcej. Gabrielle zastygła na chwilę w miejscu. Lucjusz nie odzywał się ani nie poruszał. Nie drgnęła mu nawet powieka, kiedy jej się przyglądał.
Odskoczyła od niego, jak oparzona.
Powietrze przeciął zmysłowy śmiech Lucjusza.
Na języku błąkała się słodycz, a w głowie kręciło jej się, zupełnie jakby wypiła za mocny trunek. Musiała podtrzymać się blatu biurka, by nie upaść.
— Możesz odejść — oznajmił, a jego twarz znów przypominała beznamiętną maskę.
Gdy tylko skończył mówić, już jej nie było. Nie musiał powtarzać.


8 komentarzy:

  1. Jestem pod wrażeniem, znalazłam się tu przypadkiem kilka dni temu i zdecydowanie nie mogę się doczekać dalszego rozwoju historii. Jest to pierwsze pełnowymiarowe Lucmione, które znalazłam i czyta się je naprawdę świetnie. <3
    Nie będzie Ci przeszkadzało jeśli dodam twój blog do czytanych przezemnie na moim blogu? (wiem pokrętnie napisane XD)
    Zapraszam też do mnie.
    https://kiedyzechce.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jaką mi sprawiłaś radość tym komentarzem :D
      Oczywiście, że nie będzie mi przeszkadzało. Co więcej, będzie mi bardzo miło, jeśli mnie uwzględnisz w swojej blogowej czytelni ;)
      Dziękuję i mam nadzieję, że jeszcze mnie odwiedzisz. W końcu obie piszemy w tematyce potterowskiej. Nawet kiedyś pisałam o Severusie (dokładnie jak ty), tym bardziej chętnię do ciebie zajrzę :)

      Usuń
    2. Powitać, przyszłam po marudzić.
      Kiedy nowy rozdział? Nie mogę się doczekać dalszego ciągu akcji. :(

      Usuń
    3. Ha ha, miło, że już nie możesz się doczekać. Niestety studia nie dają mi odetchnąć. Pracochłonny kierunek, przez co też i czasochłonny. Ale obiecuję, że będę się starała z tym uporać jak najszybciej, by móc dalej pociągnąć opowiadanie :)

      Usuń
  2. Lucmione to nie jest zupełnie mój target, ale koniecznie chciałam Ci napisać, że masz lekkie pióro. Bardzo przyjemnie się czyta opisów, są żywe, prawdziwe i mają sens, a to rzadkość na blogach! Cieszę się, że jeszcze znajduję takie blogi po mojej ogromnej przerwie...
    Ściskam,
    http://precious-fondness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się wobec tego, że przeczytałaś lucmione spod mojego pióra. Bardzo mi miło, że doceniłaś mój styl literacki.
      Powodzenia, powroty są niełatwe. Wiem to po sobie ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Dziękuje za opinię, wciąż staram się poprawiać i styl (ciężko wrócić do pisania po latach ;)) i wygląd bloga, zmieniłam, chyba powinno być bardziej przejrzyście już ;)
    Co do Twojego opowiadania, póki co zaczęłam, ale myślę, że szybko nadrobię wszystko. Na razie dodałam Twój blog do siebie do linków :)
    A co do Lucjusza, nie wiem, może po przeczytaniu Twojego opowiadania w całości zmienię zdanie, ale póki co on jest w mojej piątce najbardziej znienawidzonych postaci i nie wiem czy bym go ratowała w jakiejkolwiek sytuacji... Zawsze uważałam, że gdyby nie on, Draco byłby lepszym człowiekiem ;d
    https://w-poszukiwaniu-lepszego-jutra.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odwiedziłam, zobaczyłam i zdecydowanie blog jest teraz przejrzystszy. Grunt to pracować i się nie poddawać ;)
      O, jej, jak miło. Dziękuję za dodanie mnie do swoich linków :)
      Lucjusz to problematyczna postać, więc pewnie jej nie polubisz nawet u mnie. Chyba, że docenisz złożoność jej psychiki ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń